czwartek, 1 sierpnia 2013

POWRÓT

Zaczęło się w piątek....

Tak, właśnie w piątek poczułam ból po lewej stronie szyi. Sam ból szyi nie wystraszyłby mnie nigdy tak jak teraz. Uściślijmy, choruję na nowotwór węzłów chłonnych. Myśl o tym, że mogę mieć powiększone węzły była dla mnie okropna. Było przecież wiele wytłumaczeń mojej dolegliwości, ale dla mnie nic nie było potwierdzenie tego jak się czuję. W sobotę też był ból i coraz bardziej zaczynamy myśleć o wizycie lekarskiej, ale ja jej nie chcę... boję się... Łudzę się, że to nic takiego, że pewnie źle spałam w nocy i dlatego boli mnie szyja.
Jest niedziela, mam spuchniętą szyję i w głowie setki kołujących myśli. Planowany wyjazd do rodziny nie dochodzi do skutku. Myślimy, że może być to świnka, bo objawy są podobne, ale w końcu mama się decyduję. Chcemy jechać na pogotowie, bo nie możemy się dodzwonić do kliniki, ale w końcu udaję nam się zasięgnąć porady Pani doktor, która miała dyżur. Mówi wprost, że na pogotowiu nie mogą dokładnie przeanalizować i zdiagnozować moich dolegliwości. Jest decyzja, trzeba jechać. Już dwie godziny po telefonie do kliniki jesteśmy spakowane i pół godziny później ruszamy w trasę. Na miejscu jesteśmy około godziny osiemnastej. Lekarz informuję nas, że musimy zostać. Po badaniu i pobraniu krwi tata wraca do domu, a my z mamą zostajemy w klinice pełne obaw, czekamy na wyniki, poniedziałkowe badanie ultrasonograficzne. W klinice spotkamy wiele znajomych osób i widzimy wiele nieznajomych twarzy. Trafiamy do pokoju dwuosobowego, do koleżanki, którą już dobrze znam. Pani doktor mówi nam, że moje dolegliwości mają raczej podłoże infekcyjne, ale wszystkie możliwości należy sprawdzić. Mija noc, jest poniedziałek, czekamy na usg. Około godziny trzynastej jesteśmy już na badaniu. Na szczęście wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ruszamy na badanie rtg zębów, które zostanie wykonane niedaleko kliniki. Po drodze kupujemy jedzenie i wracamy do szpitala. Tam meldujemy się i czekamy na wynik. Następnego dnia jest już wynik i trzeba iść do stomatologa na dalszą konsultację. Na miejscu nie wszystko idzie zgodnie z planem, ale dzięki mamie pokonujemy wszelkie przeciwności i po wizycie wraz ze znajomymi wracamy do klinki. Tam Pani doktor mówi nam o wynikach morfologii i możliwości wyjścia do domu. Już około piętnastej mamy wypis, wyniki są dobre, na szczęści to była tylko infekcja, crp spada. Czekamy na transport (jedzie po nas tata) i wieczorem jesteśmy już w domu. Cieszę się, że wszystko jest dobrze.           
zaczarowana126

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz