W ciągu jednej chwili zawalił mi się cały świat, ten świat, który tak misternie budowałam po wszystkich cierpieniach związanych z chorobą...
Odeszła moja przyjaciółka, mój autorytet... Ktoś kto pomógł mi to wszystko przetrwać...
Minęło już 27 dni, a ja wciąż o niej myślę...
Odeszła w Wigilię, czas dla mnie niezwykły tak samo jak i ona sama...
W tym świątecznym okresie pożegnałam jeszcze znajomego z oddziału i małe dzieciątko mojej koleżanki...
Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego przegrali, byli i są najsilniejsi z najsilniejszych...
I jak powiedział Józef Tischner:"W momencie śmierci bliskiego uderza człowieka świadomość niczym nie dającej się zapełnić pustki...", tak było właśnie ze mną...
Sama świadomość, że odchodzi człowiek jest dla mnie bolesna, a jeśli jest to na dodatek śmierć bliskiej mi osoby, moje serce nie potrafi normalnie bić...
I z tym niespokojnym biciem serca kończę mój post, bo moje drżące ręce nie potrafią napisać słów, które są głęboko ukryte w moim sercu...
zaczarowana126